sobota, 26 listopada 2011

suki czyli marokanskie sklepiki z mydłem i powidłem

sklepik z lampami, na wybór nie można narzekać;-)









Marrakesz to feeria zapachów i kolorów.
Tak bardzo odurza, ze na początku nie wiadomo na co patrzeć i czego próbować.
Głównie piękna medyna z meczetem Kutubija i plac Dzemaa El-Fna znany z suk czyli kramów z najróżniejszymi towarami. Plac tętni za dnia życiem handlowym, gdzie się targuje, sprzedaje i kupuje a wieczorem zamienia w jedna wielka jadłodajnię. El Fna to tez kuglarze, wszelkiej maści artyści, akrobaci, naciągacze, pokazy tańca węży czy trenerów małp. W Marrakeszu pije się sok wyciskany z pomarańczy i herbatę ulepek miętowy a jada się: ślimaki, głowy baranie, daktyle, pity, kebaby jagnięce, móżdżki,  kuskus i zatrzęsienie sałatek i owoców, których nazw nie zidentyfikowałam. Marrakesz słynie tez z farbiarni, które czuć z daleka oraz wytworni blaszanych lampionów. Marrakesz to tez punkt zamieszkania naszych poczciwych boćków, ale trzeba Wam wiedzieć, ze nie wszystkim boćkom chce się latać w te i wewte i cześć z nich po prostu prazy się cały rok w marokańskim słońcu a gniazda wija sobie bezpośrednio na murach obronnych starego miasta (medyny).


poniedziałek, 21 listopada 2011

Sahara











Dzis garść wspomnień z wyprawy do Maroka a dokładnie na Saharę w 2005 roku
Z Marrakeszu do Merzougi na obrzeżach Sahary jedzie się jeepem ponad dwa dni. Drogi są kiepskie wiec na wertepach głową boleśnie obija się o dach . Juz po dotarciu na pustynię wysiada się lekko wyplutym a tu dopiero zaczyna się naprawdę kamienista droga i upal. Pierwsze kilometry to same kamienie  a dopiero potem przechodzi ona w piaszczystą pustynię. Do dziś nie wiem jak kierowcy się tam orientują... bez map i GPS ale umieją odczytać sobie tylko znane znaki na niebie i ziemi . Tak czy inaczej po pustyni nie podróżuje się w pojedynkę tylko w minimum dwa mocne samochody żeby jeden z nich mógł w razie czego wyciągnąć z piachu drugiego.

Przy już naprawdę dużych ergach, zostawiamy jeepy i przesiadamy się na wielbłądy.
Szybko pożałowaliśmy zamiany z gorącego niewygodnego jeepa na złośliwego i jeszcze mniej wygodnego dromadera. One chyba maję serdecznie dość wożenia turystów i dają temu wyraz na każdym kroku.
Jak nie uda się im zrzucić czy  ogryźć pasażera siedzącego na grzbiecie to przy najbliższej okazji chociaż oplują, taka ich słodka zemsta i chyba nie ma co się im dziwić. W takim upale drałować po piachu z czymś na grzbiecie na pewno nie jest fajnie. Upal doskwiera za dnia ale nocą już temp spada gwałtownie z 50 stopni do np 10 co powoduje uczucie dojmującego chłodu.
Na ugaszenie pragnienia pija się w Maroku... gorącą herbatę z miętą i wielką ilością cukru.


Beduini - ludzie pustyni, korzy zajmują się na codzien turystami nierzadko znają po piec
języków i to całkiem nieźle.
Potrafią pokonwersować i po japońsku i po polsku.
Beduini wyglądają bardzo malowniczo w niebieskich jelabach i białych turbanach na tle piasku pustynnego.
Rozśmieszył nas jeden z nich, który przed wyjściem z obozu zostawił klapki tuz przed wydmami a wszedł w nie 5 dni później tak jakby wyszedł tylko na chwile do sąsiada pożyczyć sol....
cdn, na dziś tylko tyle bo dzieci na więcej nie pozwalają a także obowiązki świstaka, który siedzi i zawija sreberka czytaj przygotowuje wielkie ilości ozdób świątecznych.



pa pa pa

wtorek, 15 listopada 2011

Naadam czyli Nowy Rok

Nogi w pałąk są wynikiem jazdy konnej od dziecka, bo zanim dziecko zacznie chodzić już umie jeździć konno!

młynki buddyjskie, wystarczy zakręcić nimi i już jest zaliczona modlitwa;-)

szkoda ze nie widać ale ten brzuszek u pana na motorze nie jest naturalny, tam siedzi transportowane w ten oryginalny sposób jagnię
w jurcie
Mongolia cd.
Calej podroży po Mongolii nie będę opisywała, ale skupię się na paru ciekawostkach, które mi rzuciły się w oczy.

Jak jest teraz nie wiem, ale w 2003 roku Mongolia była krajem bardzo szybkich przemian. Ludzie kupowali tam na potęgę samochody a drogi do tamtej pory puste zakorkowały się samochodami. Mongołowie nie posiadali w swoim słowniku określenia na korki i dopiero poszukiwali właściwego słowa. Uważałam, że to całkiem zabawne.

W Mongolii nie uprawia się warzyw ani owoców, ze względów klimatycznych. Są sprowadzane z zagranicy a więc koszmarnie drogie, stąd ubodzy mieszkańcy Mongolii żyją stosunkowo krotko i cierpią na szkorbut bo odżywiają się głownie koniną, masłem, mlekiem kobylim i serem z mleka końskiego. Masło jest podawane do herbaty a sery są suszone na kamień i zimą zjadane jako przysmak, o ile wcześniej sobie zębów na nich nie połamią. Chyba dlatego tak ciężko znaleźć Mongoła o pełnym uzębieniu;-).
Jurty zawsze pachną mlekiem i masłem.

Nomadowie prowadza proste, surowe życie,  gdzie jest mało jedzenia, za to są duże mrozy zima i jeśli mają nie dość zapasów siana ginie im cale bydło... glowne źródło jedzenia i dochodu. Wymiernikiem bogactwa Nomada jest bowiem ilość koni i jaków. Chłopcy zostają w jurtach aby pomagać rodzicom a dziewczynki są wysyłane do Ulan Bator do szkół w nadziei na lepsze życie.... W ten sposób zostają zachwiane proporcje ludnościowe, bo w mieście przebywa 80% wszystkich dziewcząt.

Mongołowie są bardzo przesądni. Do 3go roku życia dzieciom nie obcina się włosów, dopiero w trzecie urodziny przy asyście całej rodziny i z wielka pompą obcina się włosy a każdy z gości dostaje pukiel na pamiątkę tego zdarzenia.
Gdy dziecko wychodzi na dwór czoło smaruje się mu sadzą aby odstraszyć złe duchy, które mogą go porwać. Przy narodzinach zaś dziecku polewa się rękę mlekiem aby w następnym wcieleniu moc go odnaleźć. Jest silna wiara w reinkarnację.

Nowy Rok - Naadam - obchodzi się w lutym a obchody te trwają cały miesiąc. Przygotowania tez trwają długo a polegają na dokładnym uprzątnięciu jurty, oddaniu wszystkich długów i zakończeniu wszelkich sporów i przygotowaniu wszystkim drobnych upominków. Jest tego tyle, ze całe jedno pomieszczenie wypełnia się pakunkami pod sam sufit, bo każdy kogo się zna musi dostać coś - choćby maleńkiego. 
W Nowy Rok trzeba wejść w czystym domu i z czystym sumieniem, ta zasada wydala mi się warta do przeniesienia w nasze życie..... 

Nomadowie jako koczowniczy lud nie maja adresu, a ten mógłby być nawet ciekawy, np 4ta jurta, kolo Góry Żółwiowej nieopodal ruczaju.... Jeśli więc w jurcie pojawi się turysta to najlepiej żeby z polaroidem bo wtedy można im zostawić na pamiątkę zdjęcie...

 Te i poniższe zdjecia są zdjęciami zrobionymi przez Jurgena, Wernera i Willema. Dziękuje za ich użyczenie!














poniedziałek, 14 listopada 2011

spacer nad Krutynia











Nie każdy wie, ze u nas boćki przebywają cały rok.
Bo w Krutyni mamy Ośrodek Okresowej Rehabilitacji bocianów. 
Fajny widok jak boćki brodzą sobie w śniegu aż nogi maja czerwone z zimna;-)) 

 Budynek Mazurskiego Parku Krajobrazowego, a na tyłach ... przychodnia dla boćków.